Nasze naklejki
Na Facebooku
bardzolubieposlubie
Polub naszą akcję na Facebooku! :)

Wendy i Piotruś Pan

 "Ta opowieść zawsze kończy się tak samo:  Piotruś Pan krzyczy "Do widzenia Wendy!", a potem Wendy woła do niego "Zawsze będę w Ciebie wierzyć!" i rzeczywiście wierzyła... zawsze, nawet wówczas, gdy przestała być już dzieckiem i sama miała dzieci"

 Piotrusia Pana znałam z widzenia dawno temu, jeszcze w szkole podstawowej, gdy był z miłością swojego życia. Świata poza nią nie widział. Od razu zwrócił moją uwagę, ale ja byłam wtedy jeszcze małym dzieckiem. Żyłam trochę w swoim świecie: sport, wolontariat, szkoła... nie myślałam o chłopakach. Minęło parę lat, zaczęły się przygotowania do sakramentu bierzmowania. Może nie przypadek, ale wspólny znajomy sprawił, że się poznaliśmy. Zaczęło się trywialnie, jak w pospolitym serialu/ filmie / książce - jak kto woli. Zarwane noce, spędzone przy internetowym komunikatorze, majątek wydany na abonament telefoniczny, a potem trzęsące się ręce przed pierwszym spotkaniem. Był bardzo sympatyczny, podobny do mnie, nieco mnie onieśmielał, a jednocześnie czułam się przy nim swobodnie. Gdy nieco się zakumplowaliśmy zaczęły się schody. Ludzie dziwili się naszej znajomości z powodu różnicy wieku. Nigdy nie byłam zbyt pewna siebie, więc i tym razem nie liczyłam, że mi się poszczęści. Po prostu zaufałam Bogu. Po czterech miesiącach niemal codziennych spotkań usłyszałam te "magiczne słowa". Pierwszy raz, wspaniały raz. Teraz miało być już tylko z górki...

     Jak to jest na początku nie muszę mówić. Pięknie, cudnie, niebiańsko. Piotruś Pan mi odpowiadał, był mężczyzną z moich snów. Wiedziałam co czuję i postępowałam zgodnie z tym. Gdybym mogła cofnąć czas? Nie mam pojęcia co mogłabym zmienić, by było lepiej, a jednak w pewnym momencie zaczęło się psuć. Usłyszałam: "Wendy, ja nie jestem gotów, potrzebuję czasu." No tak... niezabliźnione rany po miłości życia? Wendy dała czas, dobra dziewczyna. Piotruś wrócił, mówił, że kocha.... i żyli długo i szczęśliwie.

     Nie. Owszem, wrócił, mówił że kocha, ale... Minęło prawie osiem miesięcy od tej chwili zawahania. Piotruś odkrył, że nie chce dorastać, nie chce zgubić skrzydełek. Jakie znaczenie miałam dla niego? Kim była Wendy dla Piotrusia? Mamą? Mama do której mógł wrócić po zabawie, a ona nie stawiała wymagań. Żadnych. Tylko kochała miłością bezwarunkową. Nadal kocha. A Piotruś wrócił do swojej Nibylandii.

     A ja zawsze będę w niego wierzyć. Tak jak wierzyłam przez te dwa lata. Jaki z tego morał? Dla każdego inny. Inny dla Piotrusia, inny dla Wendy. Wendy to mądra dziewczynka, już wyciągnęła wnioski. A Piotruś? A któż za nim nadąży... Dlaczego nie opisałam żadnych szczęśliwych chwil? Skryłam je w sobie, na pamiątkę. A rany są tak świeże, że musiałam pozbyć się tego co złe. Leć Piotrusiu, leć! 


Wyszukiwanie
Ankieta
Relacja małżeńska