Nasze naklejki
Na Facebooku
bardzolubieposlubie
Polub naszą akcję na Facebooku! :)

Niedaleko pada jabłko od jabłoni

Ilu z nas zastanawiało się, co odziedziczyliśmy po matce, ojcu, dziadkach? Może bardziej właściwie byłoby zapytać, kto nie stawiał przed sobą tych pytań?

jablko

Moją odpowiedzią będzie pytanie - dlaczego chcesz to wiedzieć? Z „czystej" ciekawości? Może zauważasz, że robisz coś podobnie, jak ktoś z twoich bliskich? Może jakąś cechę bardzo cenisz i chciałbyś ją odziedziczyć? Może wręcz przeciwnie- obawiasz się, że... Od tych pytań w dużej mierze zależy to, co znajdziesz jako odpowiedź.
Jesteś głupi. Sknera. Maruda. Brzydki. Ładna. Plotkara. Inteligentny. Grubas. Idiotka...


Z wieloma określeniami siebie samych spotykamy się w swoim życiu. Wiele spośród nich wywołuje u nas natychmiastowy bunt, niektóre dopiero z biegiem czasu zaczynają ciążyć. Przed większością się wzbraniamy. Przezwiska często nadają nam bliscy, przyjaciele, znajomi, ludzie, z którymi czujemy się związani. Na niektóre spośród nich się zgadzamy, po prostu się przyjmują. Przyzwalamy na te, które nas nie wartościują. Są jednak epitety, nazwy, które sami sobie nadajemy. Jeśli jest to nasz wybór, nie ma w tym nic złego. Dzieje się jednak też tak, że nadajemy sobie określenie, które wcale nie wynika z naszej chęci utożsamienia się. Nie wydaje nam się dobre, a jednak wiążemy je ze sobą, często na bardzo długo. Myślę tu na przykład o zjawisku DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików). Cieszy fakt, gdy ktoś po długich zmaganiach- świadomych lub nie- potrafi się przyznać do swojej przeszłości i związanych z nią trudności. Traktujemy to jako przełom, etap w drodze rozwoju. I słusznie. Wyznanie jednak „mam z tym problem", nie równa się „jestem tym problemem/ on jest we mnie". Często zdarza się , że nie dostrzegamy między nimi różnicy, a jest ona bardzo znacząca. „Jestem"... kobietą, Polką, studentem. Jestem kobietą i Polką i tego nie zmienię, to coś co mnie określa, co się nie zmieni. Studentem przestanę kiedyś być, dziś jest to jednak równie bierna nazwa. Ponadto każdy student wie, że nie jest ona równoznaczna z faktem „studiowania".

Nasza racjonalność podpowiada, że nazywając tworzymy coś niepowtarzalnego, absolutnie wyjątkowego. Różnie przebiega nadawanie imienia. W wybranych plemionach czekano, aż dana osoba ujawni szczególne cechy, umiejętności. W innych kulturach była ściśle ograniczona ilość imion, dlatego wstrzymywano się z nadaniem imienia do czasu, aż umrze poprzedni jego właściciel. Wreszcie, ten proces związany jest z rytuałami przejścia, wyznacznikiem zmiany... Bliższe naszej kulturze jest nadawanie imion osób Świętych, które również nie jest pozbawione myślenia magicznego. Zgodzimy się, że we wszystkich kulturach to, jakie imię nosimy i jak je nam nadano ma wielkie znaczenie. Dlaczego? Główną przyczyną jest tu myślenie o określeniu, które będzie nas kształtowało. Będzie z nami tak związane, że nie wiadomo będzie czy to ono ma na nas wpływ, czy to my je zmieniamy przez tę więź. Wracając do DDA... W wyniku swoistej autodiagnozy (nie zastanawiamy się w tym miejscu nad jej słusznością), zachodzi mały rytuał nadania imienia. Coś porządkujemy, kategoryzujemy, zamykamy. Czy chciałbyś, aby cię wrzucono do szuflady o tajemniczej nazwie DDA i zamknięto tam raz na zawsze? Odpowiesz, że zrobiono to bez twojej zgody, „ktoś" ci to zrobił... Jak bardzo jesteś w błędzie. Nikt nie może tego zrobić, jeśli tam sam nie wejdziesz i nie spalisz za sobą mostów.


Proszę nie zrozumieć mnie źle. Nie zaprzeczam istnieniu szeregu konsekwencji, cech, które mogą ujawnić się w dziecku pochodzącym z rodziny alkoholowej. Uzależnienie od alkoholu rodziców MA wpływ na funkcjonowanie dziecka, może je w jakimś stopniu zaburzyć. Istotą tutaj jest fakt nazwania samego siebie „dzieckiem alkoholika", „dzieckiem z rodziny niepełnej", swoiste przyczepienie na własnej piersi etykietki z wyrokiem. Takie skategoryzowanie grozi obłędem na tym punkcie. Jest „doskonałą" odpowiedzią uwalniającą z poczucia obowiązku, sprawczości, mocy działania, wolnej woli wyboru, podjęcia aktywności... To usprawiedliwienie, które sami sobie wystawiamy jest silną pokusą- podziwiam tego, kto zdołał się jej oprzeć. To samo tyczy się osób z rodzin niepełnych. Nieobecność ojca/ matki w procesie dorastania nie oznacza braku umiejętności odczuwania i okazywania miłości, niemożności stworzenia trwałego i szczęśliwego związku itd. Prawdziwie ludzie są niezwykłymi stworzeniami! Zdolni do noszenia nieskończonych ciężarów, nawet, gdy to zupełnie niepotrzebne. Gotowi są nawet przyznać, że zjawiska pogodowe są na tyle złożone, że pogoda na kolejny dzień jest nie do przewidzenia ze 100% pewnością. Te same osoby, całe swoje życie śmiało podsumowują jednym stwierdzeniem.

 

 

 

 

 

 

 



Nadanie sobie określenia DDA może również pociągać za sobą inne ograniczenie. Pojawia się bowiem ryzyko, że świadomość naszego pochodzenia i tego, jaki to może mieć na nas wpływ zacznie nam wystarczać. Tak zamykamy się na innych, tym samym odcinając samym sobie drogę do lepszego poznania siebie (wynik naszej pracy nad sobą jest widoczny w relacji z drugim człowiekiem; ludzie pomagają nam dostrzec to, co nam samym trudno zobaczyć). Możemy starać się dowiedzieć jak najwięcej na temat DDA, studiować to jaki to ma wpływ na ludzi, diagnozować u siebie objawy... Uwaga! Nawet najlepsza wiedza, lektura książek i artykułów nie uchroni nas przed powielaniem niechcianych schematów. Zmianę niesie praca nad swoją osobowością, na przykład w formie terapii, ale także grup terapeutycznych, czy innych zajęć rozwijających. Wszędzie tam, gdzie przyglądamy się swojej tożsamości, indywidualizmowi, gdzie konfrontujemy się z poczuciem osobistej niezależności, odrębności, gdzie zyskujemy dostęp do pełniejszego obrazu siebie. Przede wszystkim ważne jest NIErozpamiętywanie, skupianie się na bolesnej przeszłości, ALE działanie na rzecz zmiany; patrzymy, co teraz się z nami dzieje i próbujemy projektować siebie dalej, do przodu, ku przyszłości.


Jeszcze jedną wątpliwość niesie za sobą nazwanie się DDA. Jest związane z drążeniem tego tematu, studiowaniem go. Mianowicie, może nam się wydawać (a pomyłka ta zachodzi zwykle, gdy staramy się być „swoimi lekarzami"), że robiąc wszystko inaczej, w przeciwieństwie do postępowania bliskiej nam osoby uzależnionej od alkoholu unikniemy powtarzania schematu. Jeśli ty też tak myślisz, to zaskoczę cię teraz. Starając się zachowywać inaczej, działając na przekór, wiążemy się jeszcze bardziej z problemem. Zniewalamy samych siebie, odbieramy sobie prawo do robienia tego, co chcemy, co dla nas dobre. Skupiamy się na tym, by przypadkiem nie iść tą samą drogą. Tymczasem nie dość, że w ten sposób nie wiemy dokąd zdążamy, nie mamy planu podróży, nasze działanie jest nastawione na to, czego mamy unikać, a nie do czego dążyć, to idąc w dokładnie przeciwnym kierunku jest duże prawdopodobieństwo, że w końcu dojdziemy do tego punktu, który chcieliśmy ominąć.


Ograniczyłam się do problemów DDA, ale podejście, które akcentuje rozwiązanie jako kierunek pracy nad sobą i jej cel, to pomoc dla ofiar przemocy, osób z rodzin niepełnych, dysfunkcyjnych itd. Myślenie w ten sposób jest pozytywne, skupia się na tym, co może być, a nie czego brak, tym co można rozwinąć, a nie zakończyć. Na początku zapytałam, dlaczego chcemy wiedzieć o swoim podobieństwie bądź jego braku wobec naszych bliskich. Co mną kieruje gdy się nad tym zastanawiam, czy chcę czegoś uniknąć, jeśli tak, to czego. No i cóż zrobię z tą wiedzą, mam ją po prostu zdobyć i schować głęboko, by nikt przypadkiem nic nie zobaczył, nawet ja sam? Z dużą dozą pewności powiem, że wyzwolisz się ze schematu jeśli zaprosisz do siebie kogoś z zewnątrz, komu pozwolisz powiedzieć, co on widzi. Być może w swoim życiu słyszałeś dużo złych słów, ludzie nazywali cię, jak chcieli, nadawali ci określenia, etykietki. Słyszałeś pełne agresji i rozczarowania słowa: No tak! Mogliśmy się tego spodziewać. Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Nikt nie może nas obrazić, jeśli mu na to nie pozwolimy. Weź te słowa pod rozwagę. To od ciebie zależy, jak daleko pozwolisz słowom przejąć kontrolę nad swoim funkcjonowaniem. Nie jesteś obojętny, ale z pomocą innych ludzi możesz nad tym zapanować, zobaczyć, jaki ma to na ciebie wpływ. Najważniejsze to dostrzec, zrozumieć i przyjąć, że nawet mając ten problem, tę trudność, nie jesteś więźniem z wyrokiem dożywocia.

Wyszukiwanie
Ankieta
Relacja małżeńska