Nasze naklejki
Na Facebooku
bardzolubieposlubie
Polub naszą akcję na Facebooku! :)

Miłość cierpliwa jest

Szczęście nie polega na tym, że się jest kochanym,

jest to zmieszane ze wstrętem zadowolenie próżności,

Szczęściem jest kochać i chwytać drobne,

zwodnicze zbliżenia - do tego, co się miłuje

„Czarodziejska Góra” Tomasz Mann
 
 

Kiedy klęczysz z pochyloną głową i płaczesz, łzy mogą ściekać po twojej twarzy na kilka różnych sposobów.

Zwykle spływają po policzkach i odrywają się od skóry na wysokości ust.

Mogą też wpełznąć na czubek nosa. Trochę to nawet łaskocze. Ale nie śmieszy.

I mogą też spadać prosto z oczu, gdy mocniej zaciśnie się powieki. Żeby móc widzieć.

Widzieć pięć ciemnych punktów na drewnianej podłodze. Kropki ustawione tak jak na kościach do gry albo kartach. Piątka trefl.

Zupełnie inaczej jest, jeśli chodzi o wydzieliny z nosa. Te podróżują po nieokreślonych trasach. Jeżeli nie masz ze sobą chusteczek, rozłażą się wszędzie. Po pewnym czasie są

na dłoniach i ubraniach.

Gdy wracasz do domu, zostawiasz wilgotne ślady na klamkach, na poręczach w tramwajach.

Ktoś się potem zastanawia, dlaczego w środkach komunikacji miejskiej wszystko jest takie lepkie.

Ta historia skończy się obrzydliwie. Równie obrzydliwie jak się zaczęła.

 

Poznali się na imprezie u wspólnej znajomej. Nie zauważyła go na początku spotkania, gdy wszyscy jeszcze elegancko sączyli drinki w dość rozsądnych ilościach. Było zbyt jasno, by otwarcie ulegać używkom. Rozmawiali więc o rzeczach łatwych i przyjemnych. Jednak późnym wieczorem alkohol sprowokował ludzi do radosnej, trochę obłąkańczej zabawy i bezsensownych pisków. Wszyscy wydawali się być najlepszymi przyjaciółmi. Czuła się doskonale.

Ale wystarczył jeden kieliszek za dużo, by u stóp porcelanowego sedesu znaleźli się we dwoje. Połączeni aktem wspólnego wymiotowania byli, zdawałoby się pełni empatii. I może to przez  nadmiar wódki, a może przez to, że poczuła się rozumiana, że pokazała swoją „głębię” i została zaakceptowana, niezależnie od przyczyny, gdy podniosła głowę znad muszli i spojrzała na towarzysza cierpienia, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że oto właśnie widzi najpiękniejszego mężczyznę w swoim życiu.

Jego oblepione wymiocinami włosy lśniły w blasku sztucznego światła. Dłonie z determinacją zaciskały się wokół porcelanowej rury. Markowe ubrania gdzieniegdzie wyłaniały się spomiędzy warstw na wpół strawionego jedzenia. Mętne od alkoholu spojrzenie niepewnie błądziło po łazience, bez jasnej świadomości gdzie i z kim przebywa. Całości dopełniał kwaśny zapach wnętrzności – czegoś, co ukryte przed innymi, bardzo osobiste. Intymne.

W tym momencie był najbardziej romantycznym facetem jakiego spotkała. Bezbronny, wręcz nagi z tym brakiem kontroli nad swoim ciałem. Sama słodycz. I na dodatek, delikatnie uśmiechał się do niej. Nie dopuszczała do siebie myśli, że jest nietrzeźwy. Że widzi kogoś innego i że jest kimś innym. Dla niej już zawsze pozostanie małym chłopcem, który nieśmiało prosi o pomoc. Do niego będzie tęskniła. Był współczesną Afrodytą, narodzoną z niekoniecznie morskiej piany. A ona poczuła się potrzebna. Przez jednego rzygającego nastolatka jej istnienie zaczęło mieć sens.

Zapełniła całe swoje wybrakowane życie jego obrazem. Myśląc o nim – wymyślała go.

Była gotowa dać mu wszystko, o co poprosi. Za jego jedno słodkie „dziękuję”. Oddałaby każdą rzecz, niedawno bezcenną. Zostawiłaby każdego drogiego jej człowieka.

Ofiarowałaby  mu wszystko, po jednym słodkim „proszę”

I nie było w tym poświęcenia. Tylko całkiem korzystny interes. Wszystko co dawała było bez znaczenia. Bez sensu – bo to on był sensem.  Każda ofiara z czasu i pamięci była tylko drobnym gestem w obliczu tego, co zyskiwała – poczucia odpowiedzialności, dojrzałości, posiadania, a przede wszystkim bycia dla kogoś, nie tylko dla siebie. Dlaczego człowiek nawet nie myśli o  związkach w wieku 5, 8, 10 lat? Czyżby po prostu nie znudził, nie zmęczył się jeszcze sobą? I co warte jest życie, uzasadnione  jedynie fascynacją do zarzyganego chłopca?

A on beztrosko prosił i brał. Więc ona naiwnie zgadzała się, bez zastrzeżeń, na przekraczanie wszystkich swoich granic.

Gdy nie miała już nic, czym mogłoby go zainteresować, szantażowała go swoją słabością, by zdobyć jedno słodkie „przepraszam”.

Jednak wszystko, co ma początek, musi mieć i  koniec. W pewnym momencie słabość stała się tak drażniąca, że nie była godna nawet litości.

I wtedy, gdy nie miała już nic atrakcyjnego.

Zostawił ją.

Nie mogła mieć do niego żalu. Przestał z nią handlować gestami, słowami, zainteresowaniem. Powiedział że się spotkają. Nie prosił już o nic. Oznajmił. I spotkali się. Powiedział, że nic od niej nie chce. W szczególności nie chce od niej wyrzutów sumienia, nie chce poczucia winy. Słusznie. Był „czysty”. Dotrzymał umowy. Nigdy niczego jej nie obiecał. Sama wszystko mu ofiarowała. To, że jej przedtem nie odmówił, było aktem dobrej woli.

I to wszystko było uczciwe, do czasu, kiedy nie uklękła w ławce kościoła.

Dopóki nie uświadomiła sobie, że nigdy nie dostanie od niego tej rzeczy, której tak pożądała.

Jego odpowiedzialności.

Za nią.

Dopóki nie zaczęła się jej rozpacz. Rozpacz nienasyconego „chcę”.

Zagłaskała kotka na śmierć. Wydawało jej się, że robi wszystko dobrze, że się stara. Że kocha. Że dba o niego, pomaga. Że nic nie chce dla siebie, może oprócz... ale to „może oprócz...”. Morze pragnień - było prawdą. A całe jej lukrowane oddanie – sztucznym kochaniem. Nie-kochaniem. Anty-kochaniem. Chorym mesjanizmem.

Widocznie tylko Jezus może być Jezusem.

Bo absurdem jest chcieć coś, czego się nie chce. Bo to Niemożliwe.

A jeżeli ktoś może dokonać Niemożliwego – to nazywa się to Cudem. Nazywa się to Bogiem.

Klęczała z pochyloną głową i płakała.

Łzy ściekały z jej twarzy na kilka różnych sposobów.

z oczu

z czubku nosa

z kącików ust

Nie wzięła chusteczek , więc po pewnym czasie cała była umazana flegmą.

Lepkie dłonie i ubrania.

Aż jadąc tramwajem zobaczyła, że to właśnie sprawiedliwość. Najbardziej niezrozumiała, bo najbardziej relatywna. Boża sprawiedliwość.

Wyrok był jasny. Genialny w swej prostocie.

Nie uzyska przebaczenia i  nie poczuje ulgi dopóki nie przestanie pożądać.

Pożądać nie osoby, a wartości. Wartości, o których może myślała, że od niego uzyska najłatwiej.

 

Ale spróbuj kiedyś nie chcieć

ale spróbuj kiedyś być Bogiem. 
Wyszukiwanie
Ankieta
Relacja małżeńska