Nasze naklejki
Na Facebooku
bardzolubieposlubie
Polub naszą akcję na Facebooku! :)

Dlaczego warto poczekać do ślubu?

Ostatnio zostałem zagadnięty w sprawie wstrzemięźliwości seksualnej. Niestety ciężko było mi wyłożyć argumenty w przystępnej formie dla tej osoby. Wróciłem do domu i zacząłem szukać w internecie, bo co do czystości przedmałżeńskiej jestem absolutnie przekonany. Nie raz słuchałem już konferencji pana Jacka Pulikowskiego, czy pani Wandy Półtawskiej nie mówiąc już o innych osobach zaangażowanych, by mieć jeszcze jakieś wątpliwości w tej kwestii. Postanowiłem zebrać tutaj kilka uwag po prześledzeniu wpisów w internecie i ich przemyśleniu.

Sprawdzić się przed ślubem

Z pewnym zażenowaniem słuchałem i czytałem, że trzeba się sprawdzić przed ślubem, że nie kupuje się przecież kota w worku, tak jak nie kupuje się samochodu bez jazdy próbnej, i co to będzie jeśli okaże się, że partnerzy nie dopasowali się seksualnie do siebie. Niedopasowanie seksualne skutkuje niepowodzeniem w związku i jego rozpadem – takie padały argumentacje!

Po pierwsze – porównywać człowieka do samochodu jest dla mnie czymś dziwnym. Rozsądny człowiek zanim kupi auto, sprawdzi czy rzeczywiście nadaje się ono do jazdy! Ale człowiek? Sprawdzać drugiego człowieka czy się nadaje? do czego? Do seksu? Doprawdy, dziwnie to brzmi, ale w istocie chodzi tu o egoistyczne wykorzystanie, przeżycie przyjemności i usprawiedliwienie się jeszcze z tego. Człowiek domaga się szacunku i miłości a nie wypróbowania go! Trzeba kochać a można to poprzez dogłębne poznanie, lecz nie poprzez cielesność, która wręcz utrudnia poznawanie drugiego człowieka ze względu na uzależnienie od emocji i skupienie całej uwagi na jednej sferze, sferze seksualnej. Ciekawe, że człowieka bardzo często ogranicza się do jego cielesności, seksualności a bardzo często partnerzy nie znają siebie pod względem naprawdę istotnych cech takich jak zapatrywań na wspólne przyszłe życie. Co z tego, że znają siebie dobrze w łóżku, w domu (jak sprzątają, zachowują się) a nie mają pojęcia o wzajemnych wartościach, wyobrażeniach na ważne sprawy życiowe, gdy tymczasem narzeczeństwo, to czas na poznawanie drugiego człowieka pod względem jego poglądów, zapatrywań życiowych itp.

 

 

 


Dotarłem także do pewnego artykułu zamieszczonego na interii z którego wynikało, że ci, co zdecydowali się na zamieszkanie przed ślubem o wiele częściej się rozwodzą i są bardziej nieszczęśliwi w związkach. Hmm, ciekawa zależność, czyli twierdzenie, że zamieszkanie przed ślubem pozwala poznać się lepiej, jest po prostu bezzasadne i wcale nie gwarantuje udanego związku. Jak pokazuje praktyka życiowa, jest wręcz właśnie odwrotnie, dlaczego? Może dlatego, że człowiek nie zachowując czystości seksualnej nie wyrabia szacunku do drugiego człowieka, nie docenia jego głębokiej tajemnicy jaka się w nim kryje, a koncentracja na cielesności zawęża rozumienie drugiego człowieka, który staje się przedmiotem służącym do zaspokojenia własnych pragnień. Wydaje się, że na tym najgorzej wychodzą dziewczęta, które przecież pragną miłości a oddając się chłopakowi, nieświadomie często ryzykują tym, że zostaną wykorzystane i porzucone, bo taki chłopak np znajdzie sobie później inny obiekt pożądania. Ile już nieszczęść było z tego powodu? Samotne matki, ślub z powodu przychodzącego na świat dziecka, co w mężczyźnie budzi frustracje, poczucie usidlenia, obowiązku itp., czy ostatnio modne może ale jak to się to podkreśla "nowoczesne" zabiegi, które w gruncie rzeczy doprowadzają do śmierci dziecka. I wcale nie są to przypadki odosobnione i skrajne, lecz wynikają one z obserwacji i praktyki życia.

Wypróbowanie się przed ślubem jest modne wśród ich zwolenników, jednak w istocie bardzo płytkie za którym, kryje się niepewność wobec partnera. A trzeba wiedzieć, że wstrzemięźliwość przedmałżeńska daje poczucie wolności, przygotowuje do miłości w małżeństwie, pozwala być wiernym i uczy panowania nad swoim ciałem. Co jeśli w małżeństwie para nie będzie mogła w pewnym momencie współżyć? A są przecież takie momenty. Wtedy nieoceniona okazuje się zachowana w narzeczeństwie wstrzemięźliwość, w przeciwnym wypadku mężczyzna będzie "musiał" się zadowolić samemu, bądź po prostu pójść współżyć z inną kobietą. Taka sytuacja pokazuje, że tak naprawdę nie chodzi tu o dobro żony, lecz tak naprawdę o własny egoizm.
Padł argument, że trudno przecież wytrzymać bez seksu tyle czasu... no właśnie trudno, więc co zrobi mężczyzna, który nie będzie mógł podjąć współżycia w małżeństwie?

 

 

 


Czy to prawda, że niepowodzenie w sferze seksualnej może prowadzić do jego rozpadu? Szczerze mówiąc, widzę w tym kolejny absurdalny argument. Jeśli narzeczeni zgadzają się w sprawach dla siebie najważniejszych, jeśli potrafią dogadać się ze sobą, to jakim cudem może nie wyjść im w sferze seksualnej? Seks jest bardzo silnym bodźcem, trudno sobie wyobrazić, by małżeństwo dobrane pod względem psychicznym, świetnie się dogadujące, nie mogło się dogadać w tej sprawie, chyba, że za tym kryją się jakieś głębokie, traumatyczne zranienia z dzieciństwa lub nieuporządkowanie cielesne przejawiające się chęcią urozmaicenia sobie przeżyć seksualnych dziwnymi rzeczami, lecz to wynika już z samej nieczystości. Jeśli ktoś nie zachowuje czystości to nie dziwne, że jego celem jest chęć urozmaicenia sobie życia przez różne eksperymenty w seksie. Stąd tak wielkim zagrożeniem jest pornografia, która podsyca pragnienia, wyrafinowanie seksualne i dlatego jeśli coś w sferze seksualnej nie wychodzi, to raczej dlatego, że jest tutaj głębokie nieuporządkowanie na skutek złych wzorców. A nie wychodzić coś może w tej sferze dlatego, że pobudzone oczekiwania i pragnienia nie są zgodne z rzeczywistością. Tragedia jest wtedy, gdy mężczyzna zacznie oczekiwać od swojej żony tego, co robiła "pani" na filmie pornograficznym. W takim przypadku nie dziwne, że trzeba dopasować się seksualnie, ale czy tego oczekujemy od małżeństwa? Czy taki standard wyznaczamy sobie w małżeństwie? Ludzie, którzy przeżywają swoją czystość jakkolwiek przeżywają pokusy, pragnienia, do głowy nie przychodzą im pomysły by urozmaicać sobie przeżycia seksualne dodatkowymi bodźcami. Warto wspomnieć jeszcze, że pan Pulikowski niejednokrotnie mówił na swoich konferencjach, że w seksie działa prawo znużenia, które polega na tym, że potrzeba coraz to silniejszych bodźców do doznania tej samej dawki przyjemności. Oznacza to, że jeżeli ktoś koncentruje się na tej sferze, to będzie potrzebował co raz to wyrafinowanych sposobów, po to by odczuć tę samą przyjemność co kiedyś. Zatem wartość wstrzemięźliwości przedmałżeńskiej, lecz także okresowej wstrzemięźliwości małżeńskiej wyłącza ze sfery seksualnej szukanie dodatkowych bodźców, które mając urozmaicić doznania seksualne, bo po prostu nie ma takiej potrzeby w małżonkach, nie pragną czegoś takiego, bo radość odnoszą z samego obcowania ze sobą, gdyż musieli na siebie czekać.

To tyle, ktoś powie zaraz może, że mam radykalne stanowisko, ale można się zapytać jakie miałbym mieć? Żyjemy w czasach w których próbuje się zacierać różnicę między pojęciami a wrażliwość moralna, etyczna podyktowana względami "praktycznymi" pozostaje bardzo wiele do życzenia.

Patryk

Wyszukiwanie
Ankieta
Relacja małżeńska