Nasze naklejki
Na Facebooku
bardzolubieposlubie
Polub naszą akcję na Facebooku! :)

"Dreszcz Czystości" Dawn Eden

 

"Jeśli pocałunek mężczyzny cię nie podnieca, to albo nie jest to właściwy mężczyzna, albo jeszcze nie powinnaś go całować "(s. 210).

 

"Dreszcz czystości"

Autor: Dawn Eden,

Wydawnictwo: W drodze,

Poznań 2008.

Przyznam szczerze, że gdyby nie to, że otrzymałam książkę w prezencie, wątpię, żebym sama po nią sięgnęła, a już na pewno bym ją kupiła. Katalog "czystość" i hasło "seks po katolicku" wywoływać mogą odruch wymiotny. Zdaje sobie sprawę, że to automatyczne myślenie na zasadzie stereotypowych skojarzeń: będzie moralizować. Spodziewałam się standardowej historii o hulaszczym życiu i cudzie nawrócenia, po którym po prostu kobieta wymarzyła sobie, że teraz ona wszystkich nawróci mówiąc o tym, jak pociągające, jak seksowne jest życie w czystości. I jeszcze ta dedykacja: Maryi i św. Maksymilianowi (patronowi dziennikarzy) - zupełnie nie przystająca do "tych czasów". Okładka niezbyt zachęcająca (choć to pewnie rzecz gustu, a o gustach... - wiadomo), ale tytuł niczego sobie, więc zaczynam czytać i... czuję się nieswojo. Jakbym wykradła komuś dziennik/pamiętnik pisany nocą i odkrywała najskrytsze sekrety, wielkie tajemnice ludzkiego serca, życia. Lektura tej książki to jak czytelniczy Big Brother, w którym czytelnik przekracza wszelkie granice i wchodzi w prywatny, bardzo intymny świat bohaterki-autorki. Literackie wyznania Dawn Eden można potraktować jak cotygodniowy serial "Seks w wielkim mieście". Usiąść wygodnie w fotelu i popijając kawę, napawać się cudzym losem. Do czasu! Bo przychodzi taki moment (u mnie mniej więcej po przeczytaniu połowy książki, ale to zapewne kwestia indywidualna), w którym kawa przestaje smakować, a bohaterowie wydają się być jakoś (nie)przyjemnie bliscy, dziwnie znajomi.

Stara prawda - nowe znaczenie

W listopadzie 1999 r. młoda agnostyczka, pochodząca z rozbitej rodziny niepraktykujących żydów, zapytała siebie: Dlaczego nie mogę mieć tego, czego pragnę? I myli się ten, kto myśli, że właśnie to zdanie zaprowadziło ją wprost do sypialni kolejnego kochanka. Paradoksalnie, pytanie to nie było tupaniem rozwścieczonego dziecka, którego żądze muszą być zaspokajane tu i teraz, natychmiast. Przeciwnie, stało się wyrazem dojrzałości kobiety-singla, która zrozumiała, że grzech nie jest czymś, co definiuje człowieka na wieczność i zapragnęła, aby jej życie było odzwierciedleniem jej wiary. Pięknie - brzmi... Zdecydowanie trudniejsze jest do zrealizowania, zwłaszcza dla buntowniczki, szczycącej się umiłowaniem wolności i znanej dziennikarki, piszącej o muzyce rozrywkowej dla nowojorskich czasopism.
Dziś autorka książki pod tytułem "Dreszcz czystości" przyznaje jak bardzo się myliła prowadząc rozwiązły tryb życia, poprzez który wyrażała sprzeciw wobec wartości uznawanych za stricte chrześcijańskie. Dopiero lektura "Człowieka, który był czwartkiem" Chestertona pozwoliła jej odkryć prawdziwy bunt, jakim jest... walka o piękno świata, który popada w ciemność, w zło. To zmusiło ją do spojrzenia na siebie i doprowadziło do odkrycia prawdziwego ja, o czym pisze w swej książce i czym dzieli się głosząc wykłady, tocząc dyskusje na temat życia w czystości i promowania wartości ogólnoludzkich i chrześcijańskich na całym świecie, głównie dla młodych ludzi.
Odkąd zaczęła głosić zasadę jutra: Jeśli musisz pytać kogoś, czy będzie cię kochał jutro, to znaczy, że nie kocha cię dziś (por. piosenka zespołu Shirelles: Will you still love me tomorrow) została okrzyknięta masochistką, świętoszką, kobietą, która straciła zdrowe zmysły, a także ekshibicjonistką. Nic bardziej mylnego. Choć jej "ponowne narodziny" były wielu osobom nie w smak (za komentarz do artykułu w "New York Post", który redagowała, a w którym ośmieliła się skrytykować in vitro, straciła pracę), Dawn Eden zdobyła się na złożenie zaskakująco szczerego świadectwa życia. Przyznała, że była jedną z tych kobiet, które codziennie pozwalały, by tzw. kultura karmiła je seksem. W swoich wyznaniach pisze o cynicznym stereotypie wyzwolonej, światowej kobiety prowadzącym do utraty tożsamości i definiowaniu siebie przede wszystkim (a raczej tylko i wyłącznie) przez brak czegoś, czyt. brak mężczyzny-kochanka. Dawn Eden otwarcie przyznaje, że jeszcze do niedawna należała do dużej grupy "ludzi nie z tego świata", którzy przyzwalają na wmawianie sobie, że rzekomo masowo odczuwają wieczny głód seksu. Autorka nie ukrywa też konsekwencji kierowania się hedonistyczną filozofią o zgubnej, naczelnej zasadzie: "wszystko albo nic". Przywołuje starą prawdę, która uczy, że gdy już raz przekroczy się jakąś granicę, to za każdym kolejnym razem pójdzie to łatwiej i szybciej, bardziej mechanicznie. I tu szczerze, bez ogródek opowiada o żałosnym łechtaniu własnego ego i własnej seksualnej demoralizacji. Ale nie zatrzymuje się na bolesnym zrywaniu pancerza. Idzie o krok dalej. I pisze o opatrunkach z bożej łaski. Tym razem Dawn Eden nie dała się uwieść pozorom zdradliwych gestów ciała. Przyjęła trudną prawdę, o której z zaskakującą łatwością zapominamy, a mianowicie o tym, że miłość to nie uczucia - nie tylko uczucia! Mimo presji otoczenia, wiedziała już, że pragnąc miłości, nie nakarmi się seksem. Przyznaje, że sypiając z wieloma mężczyznami, kochała się z wyobrażeniami o nich. Gdy to sobie uświadomiła, przeżyła wstrząs. Mając na swoim koncie bogate doświadczenia seksualne, bardzo dobrze wiedziała, jak wielkim wyzwaniem jest życie w czystości. Poszukując odpowiedzi na wiele ciekawych, nurtujących pytań m.in. o różnicę między utratą dziewictwa a utratą niewinności, o nierówności między czystością i wstrzemięźliwością, gdzieś między nocą a porankiem i przemierzaniem kilometrów od jednej cudzej sypialni do kolejnej i następnej (na zasadzie "skoro nie mam tego, czego pragnę, wezmę to, co mam"), przeżyła pozytywną zmianę. Ludzie to nie automaty! - pisze, odwołując się do wspomnianego już Chestertona i jego słów: "Coś martwego może płynąć z prądem, ale tylko coś żywego potrafi płynąć pod prąd". A przecież: "Masz Imię, które mówi, że żyjesz, a jesteś umarły" (Ap 3,1).
Dawn Eden opisuje swoją historię: pragnień, poszukiwań, błądzenia, dorastania. Nie moralizuje. Po prostu dzieli się sobą, swoim doświadczeniem. Nie przestrzega przed drogą, jaką sama przeszła grożąc palcem i z karcącym wzrokiem. Zwyczajnie pyta: po co, czy warto. Jej historia pokazuje, co może się zacząć dziać w życiu człowieka, którego stać na uzdrawiającą zmianę sposobu myślenia. Autorka nie ukrywa, że to droga długa i wyboista. I warta trudu jej przemierzenia.
Książka napisana normalnym, ludzkim językiem przez świecką osobę, z kobiecego punktu widzenia. Może stać się zachętą do wyruszenia na ekspedycję badawczą, zarówno przez kobiety jak i mężczyzn. Sporo tu treści na temat choroby współczesności, jaką jest brak przyzwolenia (sobie i innym) na wrażliwość. Autorka pisze także o zdumiewającym deficycie zachwytu, a także o największych pragnieniach (pragnieniu miłości) i największym lęku (obojętności, samotności), na których żerują ci, którzy pozwalają na uprzedmiotowienie człowieka, czerpiąc zyski z ludzkiego towaru (seksbiznes, rynek randek etc.). Dawn Eden odkrywa środek zaradczy. Jest nim siła modlitwy, piękno powołania i misji oraz wciąż jeszcze nieodkryte wartości daru skromności i błogosławieństwo wstydu.
Taką książkę mogłoby napisać wielu z nas. Na taką odwagę i szczerość stać tylko nielicznych. A napisane jest: "Będę się chlubił z moich słabości (bo moc w słabości się doskonali)". Może już czas odkryć karty? Bo szaleństwem jest robienie wciąż tej samej rzeczy i oczekiwanie za każdym razem innych rezultatów. Może już czas otworzyć drzwi Miłości, bo doświadczenie nieba zaczyna się na ziemi..., a czystość to przecież sprawa na całe życie - Życie: tu i tam.

Katarzyna Wiśniewska

www.podaj-dalej.info

Więcej na blogu Dawn Eden: http://dawneden.blogspot.com/
i stronie poświęconej jej książce: www.thrillofthechaste.com

Wyszukiwanie
Ankieta
Relacja małżeńska