Nasze naklejki
Na Facebooku
bardzolubieposlubie
Polub naszą akcję na Facebooku! :)

Wyklęci

Istnieje dość pokaźna i ciągle rosnąca grupa ludzi żyjących jak małżeństwo, tylko że bez „papierka". W wolnym związku. Często ludzie Ci żalą się na trudną sytuację w jakiej się znaleźli, a sami o sobie mówią „wyklęci". Wyklęci przez sąsiadów, rodzinę, przez Kościół. Czują się bardziej szykanowani niż złodzieje, mordercy. „Czy to w ogóle grzech, że dwoje ludzi się kocha?" - pytają. Miłość oczywiście nie jest grzechem. Jest nim natomiast wspólne życie w związku niesakramentalnym. Nie podejmuję się odpowiedzi na pytanie jak ciężki jest to grzech, ale według mnie jest on jednym z najbardziej zdradliwych. Kradzież, pobicie - to jest czyn jednoznacznie moralnie zły. We wspólnym życiu dwojga ludzi bez ślubu pozornie wszystko jest świetnie. Uśmiechają się do siebie, pomagają sobie. Dramat przychodzi później.


Artykuł nadesłany przez czytelnika: Jacka Stojanowskiego


Na proste pytanie, które nasuwa się samo „A dlaczego nie weźmiecie ślubu skoro i tak się kochacie i żyjecie jak małżeństwo?" padają liczne argumenty. Najczęstsze są te finansowe. „Nie stać nas na dwa osobne mieszkania, a przecież jeszcze ta cała ślubna „szopka". Ceremonia w kościele, wesele - to kosztuje fortunę. Dla części opór przed ślubem jest formą buntu. Buntu wobec Kościoła, przez który czują się zaszczuci, szykanowani.


Hmm, nie bądźmy dziećmi. Nikt już w dzisiejszych czasach, w rzeczywistości dużego miasta, nie robi żadnej afery z tego, że dwoje młodych ludzi mieszka ze sobą bez ślubu. Większe zdziwienie, sensację czy też nawet uśmieszki politowania wzbudza niejednokrotnie para, która decyduje się mieszkać oddzielnie aż do samego ślubu. Argument finansowy też jest chybiony. Wiem, że są parafie, w których ksiądz zażyczy sobie okrągłą sumkę, ale nie brakuje i takich kapłanów, który jest w stanie udzielić ślubu nawet za darmo. Można żyć również na dwa mieszkania. Można skromniej, ze starszym samochodem i bez super sprzętu AGD, ale można. Jeżeli tylko ktoś chce, a nie szuka kolejnych argumentów usprawiedliwiających życie bez ślubu.


Czytając wypowiedzi ludzi żyjących w wolnych związkach odnoszę wrażenie, że na siłę mnożą oni kolejne argumenty utwierdzające ich w swojej postawie. Tym argumentom nie brak logiki. Mówią o mądrości, odpowiedzialności, o sprawdzeniu się, o fundamentach pod wspólną rodzinę. Wielu ludzi te słowa przekonują. Trudno mi jednak pozbyć się myśli, że najmniej do nich przekonane są osoby, które je wypowiadają. Wyliczanie bowiem coraz to nowych argumentów i powtarzanie starych wygląda na próbę wmawiania sobie, że wszystko jest w najlepszym porządku. Oto jedna z opinii: „Istnieją różne powody, dla których młodzi ludzie decydują się na wspólne mieszkanie BEZ ŚLUBU. Pierwszym, najważniejszym, o którym nie wolno zapominać każdemu, kto ma ochotę na krytykę, jest to, że tych dwoje się KOCHA i są ze sobą SZCZĘŚLIWI." Czytam i nic nie rozumiem. Coś mi tu mocno zgrzyta. Coś wyraźnie jest nie tak. Jeżeli bowiem ludzie się kochają i są ze sobą szczęśliwi, to złożenie sobie ślubnej przysięgi nie powinno stanowić żadnego problemu. Ba, jest ono naturalnym wypełnieniem uczucia dwojga ludzi. Głębokiego, solidnego, pewnego. Pod warunkiem, że jest ono rzeczywiście głębokie, solidne oraz pewne...


Kościół nie potępia miłości. Kościół nie mówi „Nie" mężczyźnie i kobiecie, którzy są ze sobą szczęśliwi. Kościół troszczy się jedynie o to, żeby namiastki bliskości i szczęścia nie nazywać miłością. I żeby wytrwale szukać tego najlepszego z uczuć zamiast trwać przy substytutach i tańszych zamiennikach.

 

 

Jacek Stojanowski

[mail wycięty, aktualny jest głównej]

www.siewy.prv.pl

Wyszukiwanie
Ankieta
Relacja małżeńska